🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Jak powstałem z niczego. Narodzenie i Biblioteka

Zgodnie z obietnicą, postuję opowieść o innym moim OC (Original Character, czyli ktoś, kogo stworzyłom). Ten OC przyjaźni się z żywą biblioteką, u której pracuje tocząc zacięte dyskusje z książkami. Mam spisane jak powstał (chociaż on sam tego do końca nie wie) i jak potoczyły się losy jego "kariery".  Być może kiedyś rozpiszę to z większą ilością szczegółów...

* * * 

Narodzenie

Nie wiem, skąd się wziąłem. Chyba przyniosła mnie na świat niezakłócona niczym siła woli, albo pragnienie. Wyszedłem z bliżej nieokreślonej ciemności, ale nie była to ciemność zagrażająca. Raczej materiał składowy, jak przy tohu wa-bohu. Jestem pewien, że pierwsze słowa, które usłyszałem, to: “Jak cię nazywać?”. Odpowiedziałem: “Ro”.

Świat, do którego trafiłem, przypominał trochę ten senny. Był często niekonsekwentny: godzina na zegarku zmieniała się, gdy odwróciło się na moment wzrok, a ścieżki miały czasem inne miejsce docelowe, niż to, o którym pamiętałem. Pomimo tego, miał w sobie pewną rutynę, zestaw mechanizmów, które miałem okazję obserwować i na których opierałem swoją codzienność.

Nie wyszedłem z ciemności jako dziecko, a jednak przez pierwsze pół roku prawie nie mówiłem. Potrafiłem tylko w prymitywny sposób zasygnalizować swoją obecność i zdanie.

Im byłem starszy, tym rozumiałem więcej, i więcej. A pomimo tego, nadal przez wiele lat nie umiałem wyjść poza żelazne ramy logiki. Przez to przeoczyłem większość emocji dookoła mnie. A jak się pomija tak bogate zestawy danych, to i ciężko o sensowne wnioski. Do jakiegoś stopnia zdawałem sobie sprawę, że jestem ograniczony, ale poziom tego otępienia dotarł do mnie dopiero, gdy zrozumiałem lepiej to, czego nie rozumiałem wcześniej. Czy może raczej, nie odczuwałem.

Biblioteka
Pracowałem jako bibliotekarz w ogromnej, żywej, dynamicznej bibliotece. Magazynowała i porządkowała ogromne ilości informacji. Dało się z nią porozumieć, a książki na półkach były zapisem jej wiedzy i poglądów. Czasami biblioteka używała awatara, by ze mną porozmawiać; wyglądała wtedy jak niewysoka blondynka. Nie była może centrum tego świata, ale na pewno mojej codzienności.

Moją rolą było sprawdzanie stanu poszczególnych książek i poddawanie ich próbom. Brałem, na przykład, pozycję o teologii chrześcijańskiej i wierze, i wdawałem się z nią w długą dyskusję. Czy potrafiła obronić swoje racje? Jeśli nie, paliłem ją, by zrobić miejsce silniejszemu utworowi. Jeśli tak, znajdowałem dla niej odpowiednie miejsce w dynamicznie zmieniającym się porządku. Tworzyłem w ten sposób system informacji. Pomimo swojej zewnętrznej perspektywy, czułem się częścią tego systemu. Kochałem tę bibliotekę, a ona kochała mnie, chociaż wtedy nie umiałem tego tak nazwać. Praca była moim życiem.

Moje utylitarne podejście do świata ugryzło mnie w dupę, kiedy zorientowałem się, że biblioteka już mnie nie potrzebuje, bo doskonale radzi sobie sama. Nie rozwiązała wszystkich swoich problemów, książki nadal wędrowały i wymagały nadzoru. Po prostu dorosła do tego, by nie potrzebować do tego dodatkowej pomocy. Chociaż przyzwyczaiła się do mnie i nie chciała słyszeć o zwolnieniu mojego etatu, ja nie czułem, że wnoszę coś swoją osobą. Negocjowaliśmy bardzo długo i miałem nadzieję, że zrozumie moje powody, a może nawet wesprze w tej decyzji. Biblioteka próbowała nawet nadać mi nową rolę, ale nie odnalazłem się w niej. Nadal jednak nie chciała słyszeć o moim odejściu.

W związku z tym, pewnej nocy, tak późno i wcześnie zarazem, że nawet biblioteki śpią głęboko, zakradłem się do głównego wejścia. Po raz pierwszy od czasu swojego powstania, wyszedłem bez zamiaru powrotu. Za drzwiami przywitała mnie długa, piaskowa droga o wielu rozwidleniach.


* * * 

Komentarze