Posty

Wyświetlanie postów z maj, 2018
🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Małe kotu

Na ulicy / przy przecznicy / małe kotu robi hyc / Trzy szczebelki / starej właścicielki / tup tup tup / no i znik

Trzy razy Ursus

"W łazience we własnym domu nie może stać się nic złego" – na tej myśli łapię się, patrząc w lustro tuż ponad umywalką. Po chwili słyszę wołanie; to był głos Ursusa. Wychodzę więc z łazienki i widzę go siedzącego na parapecie w sypialni. Zupełnie mi się ten widok nie zgadza, bo nigdy wcześniej nie siadał w tym miejscu. I jeszcze w tak nietypowej dla siebie pozie, ze skrzyżowanymi nogami. Odwracam głowę w stronę pokoju dziennego, gdzie raczej spodziewałabym się go zobaczyć. I widzę. Na swoim ulubionym miejscu przy stole nie siedzi nikt inny, jak Ursus. Czuję narastające napięcie. Powoli odwracam głowę w stronę sypialni, chociaż boję się tego, co mogę tam zobaczyć. Ursus nadal siedzi na parapecie. Mój wzrok ląduje na ścianie. Staram się w ogóle nie poruszać. Który jest prawdziwy? Czy wiedzą o sobie nawzajem? – Tamten to nie ja – odzywa się Ursus z pokoju dziennego. Czuję, jak zimny dreszcz przebiega mi po plecach. Patrzę na Ursusa na parapecie (przecież musiał to słyszeć). C

Chłopiec z bidula

Po raz kolejny uczyłam się grać w makao. Nie umiałabym nawet powiedzieć ile razy już poznawałam zasady. Z jakiegoś powodu byłam odporna na tę wiedzę i do stołu z kartami zasiadałam zawsze niczym tabula rasa . Tym razem w domu wypoczynkowym, gdzieś daleko za cywilizacją. Moja partnerka do gry wykazywała się dużą cierpliwością. Siedziała owinięta w cienkie kolorowe ponczo i uśmiechała się często. Trzeba jednak przyznać, że bardziej chłonęłyśmy świeże letnie powietrze pędzące przez stół od półotwartego okna, niż skupiałyśmy się na grze. Dziewczyna zawinęła niesforny lok za ucho, dość zamaszyście, jakby nagle przypomniała sobie o czymś niepokojącym.

Nie chcę o tym myśleć

Obudziłam się w pokoju,  który wydał mi się dziwnie obcy. Leżałam na podłodze, na której ktoś ułożył barłóg z użyciem materacy i kocy z kilku łóżek, stojących teraz pusto. Czy to byłam ja? To możliwe, pomyślałam. Nagle ktoś klepnął mnie w ramię. Obróciłam się gwałtownie. Obok mnie, na drugiej kupce kocy, rozłożony był jakiś nastoletni chłopak w grubym, haftowanym swetrze. Uśmiechał się do mnie. – Hej, muszę już iść. Przyjdę jutro albo pojutrze, jak zawsze. Może oddamy tę pościel Mariuszowi? Bo to chyba jego.

Północ, wiosna i zima

Tego dnia pragnęłam zobaczyć jakieś piękne miejsce. Dlatego za poleceniem starego znajomego, odwiedzam niewielką wyspę i znajdujące się na niej miasto, pod nazwą "Północ". Na miejscu zimowe widoki przeplatają się z wiosennymi. Śnieg delikatnie opada na wzrastające pąki kwiatów. Nad skrzącą się, zamarzniętą taflą jeziora jaskółki polują na swój owadzi obiad. Słońce, które jest w stanie spalić ramiona, oświetla grubą warstwę zimowego puchu okrywającą zielone wzgórza. Wyspa mieni się pięknem. Postanawiam odwiedzić fiordy. Gdy podchodzę do krawędzi jednego z nich, patrzę przez chwilę na bijące w niego fale – rozbryzgują się z determinacją. A ja rozpościeram ręce i oddycham tak głęboko, jak to tylko możliwe.

Zgubiłam się w swoim domu

Obraz
Z impetem wpadam przez drzwi do niewielkiego pomieszczenia. To chyba dział jakiejś firmy – na środku widzę kilkanaście połączonych ze sobą biurek. Ludzie siedzą przy nich, jak przy wielkim stole, i coś robią na komputerach; są dość młodzi. Kiedy mój przyspieszony oddech powoli się uspokaja, zdaję sobie sprawę, że biegnąc przez ten wielki dom chyba się zgubiłam. Zaczepiam więc siedzącą najbliżej dziewczynę i pytam o wyjście. – Jesteś w pokoju Infernalistów – odpowiada dziwnie chropowatym, trochę mechanicznym głosem, nawet na mnie nie patrząc. – Wyjdź – dodaje i wskazuje drzwi przeciwne do tych, którymi tu wpadłam.

Spotkanie na poddaszu

Wchodzę na zimne, loftowe poddasze. Jestem prawie pewna, że ktoś mnie tu zapraszał, ale nie potrafię sobie przypomnieć ani kto, ani po co. Drewniana klatka schodowa połyskuje jasnym lakierem. Zamalowane na czarno ściany sprawiają wrażenie przestrzeni, gdy nie patrzy się na nie wprost. Przez otwarte drzwi na szczycie schodów powoli dostrzegam gości. A konkretnie ich nogi. Wszyscy zdają się mieć wypastowane na błysk czarne buty. Spodnie w kant schludnie dopełniają obrazu; sugerują drogie garnitury. Wtem, w tłumie czarnych butów, dostrzegam jasne stopy – w japonkach. Zamiast spodni – krawędź białej sukmany. W końcu staję w progu. Na środku pokoju, pełnego eleganckich młodych mężczyzn, we fryzurach zalizanych pomadą, stoi samuraj. Ma okrągłą, niemal dziecięcą twarz. To wprowadza we mnie pewien niepokój, bo pomimo jego pokaźnego wzrostu przez moment zastanawiam się czy to dorosły, czy jeszcze dziecko. Jako jedyny z obecnych zdaje się mnie zauważać. Odwraca się do mnie, uśmiecha