🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Zgubiłam się w swoim domu

Z impetem wpadam przez drzwi do niewielkiego pomieszczenia. To chyba dział jakiejś firmy – na środku widzę kilkanaście połączonych ze sobą biurek. Ludzie siedzą przy nich, jak przy wielkim stole, i coś robią na komputerach; są dość młodzi. Kiedy mój przyspieszony oddech powoli się uspokaja, zdaję sobie sprawę, że biegnąc przez ten wielki dom chyba się zgubiłam. Zaczepiam więc siedzącą najbliżej dziewczynę i pytam o wyjście.
– Jesteś w pokoju Infernalistów – odpowiada dziwnie chropowatym, trochę mechanicznym głosem, nawet na mnie nie patrząc. – Wyjdź – dodaje i wskazuje drzwi przeciwne do tych, którymi tu wpadłam.

Jej wyraźna niegrzeczność mnie rozdrażnia, więc powtarzam pytanie. Ona, zniecierpliwiona, macha w moją stronę tak, jakbym była natrętną muchą. Moment później widzę, jak pokazuje coś w języku migowym do swojego kolegi. Wtedy orientuję się, że wszyscy w tym pokoju są niesłyszący – czy to oznacza, że moje pytanie nie zostało nawet zrozumiane? Staram się zwrócić na siebie jej uwagę, bo uznaję, że być może potrzebuje czytać z ruchu warg. Dziewczyna wydaje się być tylko coraz bardziej poirytowana. Kiedy jej twarz pąsowieje, rezygnuję i udaję się w stronę drzwi, które wcześniej wskazała. W tym czasie czuję na swoich plecach nieprzychylne spojrzenia Infernalistów, kimkolwiek są.

Wychodzę do części hotelowej domu. Nagle wiem, że przyszłam tutaj odwiedzić Stradę z żoną. I rzeczywiście, po chwili wpadam na niego w korytarzu. Wymieniamy uprzejmości i wtedy dostrzegam wejście do japońskiej łaźni.
– Chcesz zobaczyć? Całkiem przyjemna – mówi Strada.
Wchodzimy i widzę zagłębienie w ścianie, a w nim podwyższenie i niewielką cynową wannę. Łaźnia jest wyłożona przyjemną boazerią, pod kolor balijki. Strada podchodzi do jednej z półek i zaczyna opowiadać o olejkach i solach kąpielowych; przypomina sobie jednak, że zapomniał czegoś z pokoju. Pod jego nieobecność dostrzegam, jak brudna jest wanna. Jeśli chcę jej użyć – a chcę – muszę ją wyczyścić.

Gdy kończę szorowanie, Strada wraca i wbija swoje wyblakłe, orzechowe oczy w wannę. 
– To bardzo miłe z twojej strony, ale nie było konieczne. Na błoniach znajdziesz coś ciekawszego – wskazuje na drzwi, których wcześniej nie zauważyłam.
Wycieram ręce i wychodzę. Po przejściu zaledwie kilku kroków, ktoś na mnie wpada; czuję, jak łapie mnie za ramię. Odwracam się, ale twarz tej osoby zdaje się być skryta za mgłą.

– Wiesz, była tu kiedyś taka zakonnica – mówi tak szybko, że muszę się bardzo mocno skupić, żeby zrozumieć. – Chciała stać się strażnikiem tego domu, dlatego wyniosła swoje łóżko i ustawiła je, o-o, tam – wskazuje na granicę lasu. Drzewa rosną w nim tak gęsto, że zdają się stanowić barierę nie do przejścia.
– Przed czym chciała chronić dom? – pytam, marszcząc brwi.

Osoba bez twarzy potrząsa głową – albo nie jest w stanie mi powiedzieć, albo nie chce tego zrobić. Wzruszam ramionami i kieruję się w stronę, którą wskazała. Na skraju lasu rzeczywiście znajduję ramę łóżka tak starą, że powoli się rozpada, łącząc w jedno ze ściółką. Zauważam, że w jej obrębie – wewnątrz – do ziemi, z pomocą maleńkich gwoździ, przybite zostały drewniane krzyżyki. Kucam przy nich i delikatnie je dotykam. Nic się nie dzieje. Z lekkim zawahaniem przesuwam dłonią w powietrzu tuż nad nimi. W odpowiedzi – drżą. Cofam rękę i w kieszeni spodni znajduję podobny do nich niewielki, drewniany krzyżyk. Wciskam go w ziemię obok pozostałych.

Zdaję sobie sprawę, że ten zimny, zamglony skraj lasu i rama łóżka usłana krzyżykami to jedna z najmroczniejszych scen, w których miałam okazję uczestniczyć. A jednak czuję się bardzo bezpiecznie i pewnie – robi mi się ciepło na sercu i sama mam ochotę przynieść tu sobie materac. Wracam jednak do wielkiego domu.


Komentarze