🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Nie chcę o tym myśleć

Obudziłam się w pokoju,  który wydał mi się dziwnie obcy. Leżałam na podłodze, na której ktoś ułożył barłóg z użyciem materacy i kocy z kilku łóżek, stojących teraz pusto. Czy to byłam ja? To możliwe, pomyślałam. Nagle ktoś klepnął mnie w ramię. Obróciłam się gwałtownie. Obok mnie, na drugiej kupce kocy, rozłożony był jakiś nastoletni chłopak w grubym, haftowanym swetrze. Uśmiechał się do mnie.
– Hej, muszę już iść. Przyjdę jutro albo pojutrze, jak zawsze. Może oddamy tę pościel Mariuszowi? Bo to chyba jego.

Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna w wyblakłej sztruksowej marynarce, którego wcześniej nie zauważyłam, podszedł do mnie i bez ceregieli wyrwał mi koc, którym byłam nakryta. Wychylił się też do chłopaka i z pomocą machnięcia ręką, oraz bliżej nieokreślonego burknięcia, "poprosił" o zwrot prześcieradła. Chłopak wstał i posłusznie podał mu jego własność. Mężczyzna wyszedł z pokoju, głośno trzaskając drzwiami.

– Ale gbur, nie? – chłopak mrugnął do mnie. – Nie dziwię się temu twojemu koledze, którego Mariusz był klientem, że odszedł.

Zgodnie z zapowiedzią, chłopak też opuścił pokój. Zostałam sama. Powoli wspomnienia związane z tym miejscem zaczęły wracać. Wiedziałam tylko tyle, że tutaj mieszkam i za żadne skarby nie mogę próbować wyjść – bo stanie się coś bardzo złego. Miałam też kilku współlokatorów, ale jeden po drugim znikali, próbując wyjść przez drzwi lub jedyne okno, albo zostawali zabierani, gdy odmówili usługiwania klientom lub żadnego nie mogli sobie znaleźć.

No właśnie, klienci. Ten pokój nie był pokojem burdelowym, a przynajmniej nie dosłownie. Usługą było zawiązywanie przyjaźni. Ludzie, którzy nie należeli do tego pokoju, a do niego wchodzili, byli klientami. Wszyscy, bez wyjątku. Razem z moimi współlokatorami podejrzewaliśmy, że dalej w budynku znajduje się jakaś forma recepcji.

Teraz byłam naprawdę sama. Wszyscy moi współlokatorzy zniknęli. Zostały puste łóżka i niezliczona ilość kocy, którymi mogłam się owinąć, by poczuć się chociaż odrobinę lepiej.

Nagle coś zrozumiałam. Nie potrafiłam za dobrze przypominać sobie wspomnień, które nastąpiły po pewnym konkretnym dniu. Były jakby gorszej jakości, pocięte, rozmazane. To nie był przypadek.

Nie mogłam wyjść z tego pokoju, bo byłam jedynie kopią prawdziwej siebie, która gdzieś tam na zewnątrz dalej zbiera doświadczenia, żyjąc swoje życie. Ja tutaj miałam "przeszłość”, która pozwalała mi sprawiać wrażenie człowieka. Czy to znaczy, że sprzedałam swoją własną kopię do miejsca takiego jak to? Czy naprawdę chce istnieć w takim stanie, w takiej konfiguracji? Czy może sensowniej byłoby pójść w ślady moich sublokatorów... Nie wiedziałam.

Komentarze