Posty

Wyświetlanie postów z czerwiec, 2018
🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Miasto głębinowe

Kiedy ktoś zaprasza na wyprawę łodzią podwodną, takiej propozycji się nie odrzuca. Tak po prostu, podstawy savoir-vivre'u. Dlatego dopiero siedząc w środku dowiaduję się czegoś o celu misji – znalezieniu i obejrzeniu oceanicznego miasta głębinowego. Jak się okazuje, nie jest to problematyczne. Bardzo szybko odnajdujemy drogę i powoli zanurzamy się coraz głębiej. W końcu musimy użyć naszych reflektorów, bo bez nich panuje półmrok, już nieprzyjazny dla ludzkiego wzroku. W świetle, które rozprasza się na mdłe w oceanicznej wodzie, oglądamy fasady budynków, skąpane w kolorowej łunie bijącej od zawieszonych na nich neonów. Niestety, nasze reflektory okazują się być zbyt ostre dla rdzennych mieszkańców, którzy uciekają spod nich, jakby ich parzyły. Tylko raz przedstawiciel wodoludu nie jest na tyle szybki, by umknąć naszym oczom. Widzę humanoidalną postać o szarej skórze, z małą wypustką na czole emitującą słabe światełko. Dłonie i stopy są zastąpione przez długie i wąskie płetwy. J

Pozaziemskie muzeum Ziemi

Zostało nam tylko radio. To przez nie słyszymy, że wprowadzony został stan alarmowy. Szczekaczki na ulicach grzmią: dla własnego bezpieczeństwa mamy się zbierać w domach i ich nie opuszczać. Zgodnie z tym zaleceniem, skręcam w pośpiechu do najbliższego domu. W środku zebrało się już kilkanaście osób. Chyba chcąc dodać sobie otuchy, nieznajomi ścieśnili się w kuchni wokół stołu. Kilka osób się obejmuje. Większość ma nieobecny wyraz twarzy, jakby życząc sobie, że to wszystko się nie dzieje, albo przynajmniej, że oni nie biorą w tym udziału. Wtem, gdzieś ponad naszymi głowami, rozlega się wizg. Hałas, którego pochodzenia nie jestem w stanie zinterpretować.

Fabryka jednorożców

Na łące, na której planowałam uciąć sobie popołudniową drzemkę, bryka stado tycich jednorożców. Są niezwykle kolorowe i nie większe od kota. Jestem zahipnotyzowana tym widokiem i postanawiam, że jakiegoś przytulę. Po kilku próbach udaje mi się jednego złapać. Przytulając go, dotykam jego rogu, co powoduje, że ten zostaje mi w dłoni. Zaciekawiona patrzę na jego podstawę, na której widnieje napis "made in China", wraz z adresem producenta. Postanawiam wybrać się pod wskazany adres, żeby zbadać to zjawisko. Ląduję w fabryce, która, jak się okazuje, miała pozostać tajemnicą. W środku widzę zszokowanych pracowników przy taśmie, z częściami jednorożców w rękach. Niektórzy są umazani farbą od malowania sztucznego futerka.  Na pytanie o to dlaczego, w takim razie, podpisywali części adresem fabryki – nie potrafię znaleźć odpowiedzi.

Dzisiaj będę bombardować

"O cholera, nigdy wcześniej nie pilotowałam bombowca", myślę, patrząc na swoje ręce na sterach. Na szczęście, wystarczyło mi zaledwie kilka sekund, żeby przyzwyczaić się do wrażenia, że ode mnie zależy każdy najdrobniejszy ruch tej kilkutonowej maszyny. Zaciągam głęboki oddech, wypuszczam go powoli, i patrzę w dół. Zbliżam się do niewielkiej wyspy u wybrzeży Anglii. Wiem, że to mój cel. Naciskam guzik. Następuje szybki przeskok. Teraz stoję na tej wyspie, w którą celowałam. Obracam kotlety na hamburgery nad grillem. To pierwsze w tym roku barbecue, jakie zorganizowałam w ogrodzie. Obok mnie stoi Ursus i przygląda się z troską moim niesprawnym ruchom. Kilka metrów dalej, przyjaciele i znajomi toczą dyskusję przy drewnianej ławie. Wtem, widzimy jak coś, co spada z nieba, uderza ciężko w ziemię. Dość daleko od nas, ale na tyle blisko, żebyśmy słyszeli głuche uderzenie i widzieli pożar, jaki wznieciło. Mamy poczucie, że czas się zbierać. I to zamierzamy zrobić – za momen