Miasto głębinowe
Kiedy ktoś zaprasza na wyprawę łodzią podwodną, takiej propozycji się nie odrzuca. Tak po prostu, podstawy savoir-vivre'u. Dlatego dopiero siedząc w środku dowiaduję się czegoś o celu misji – znalezieniu i obejrzeniu oceanicznego miasta głębinowego. Jak się okazuje, nie jest to problematyczne. Bardzo szybko odnajdujemy drogę i powoli zanurzamy się coraz głębiej. W końcu musimy użyć naszych reflektorów, bo bez nich panuje półmrok, już nieprzyjazny dla ludzkiego wzroku. W świetle, które rozprasza się na mdłe w oceanicznej wodzie, oglądamy fasady budynków, skąpane w kolorowej łunie bijącej od zawieszonych na nich neonów. Niestety, nasze reflektory okazują się być zbyt ostre dla rdzennych mieszkańców, którzy uciekają spod nich, jakby ich parzyły. Tylko raz przedstawiciel wodoludu nie jest na tyle szybki, by umknąć naszym oczom. Widzę humanoidalną postać o szarej skórze, z małą wypustką na czole emitującą słabe światełko. Dłonie i stopy są zastąpione przez długie i wąskie płetwy. J