🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Winther Maier: Przeje... Nie jest dobrze (cz. 1)

Dochodzą mnie słuchy, że łatwiej by się Wam czytało krótsze teksty, więc oto tnę opowieść przy samej dupie. Maks 4 tysiące znaków na post (wcześniej było 6-8 tysięcy), to daje ok. 3 minuty czytania. Dajcie znać, czy tak jest lepiej.

Tym razem Winther, próbując wykonać swoją robotę, spotyka dziwną, posągową postać, która składa mu jeszcze dziwniejszą propozycję nie do odrzucenia.

* * * 

Winther rozejrzał się niespokojnie. Nikogo nie było na leśnym trakcie. Szybko rozmontował tablicę wskazującą drogę do miasta i wycofał się na pobliską polankę. Tam, z zawiniątka, wyciągnął farbę i pędzel – i zaczął przemalowywać tablicę. Nigdy nie był dobry w takie roboty manualne, wymagające dużej precyzji, więc skupił się bardzo, bardzo intensywnie. Nawet nie zauważył, kiedy z tego skupienia stracił całą czujność.

Nagle, poczuł dłoń na ramieniu. Podskoczył i, próbując się cofnąć, wywalił na plecy. Spojrzał przed siebie. Nad nim pochylała się posągowa postać. Przez ułamek sekundy był pewien, że emanuje światłem, ale zaraz zorientował się, że to tylko niezwykle jasne i czyste ubrania, do pary z długimi, białymi włosami. W twarzy błyszczały jej czarne jak otchłań oczy. Chciał krzyknąć, ale przypomniał sobie nagle, na co patrzy, chociaż znał to tylko z opowieści.
– Czego chcesz, elfie? – Wybełkotał.

Na twarzy przybysza nie było widać żadnej emocji. “Przybyszki”, poprawił się w myślach Winther, przesuwając wzrokiem po korpusie postaci.
– Co ty robisz? – Elfka wskazała na farbę.
– A co cię to... interesuje? – Winther wygiął szyję, żeby sprawdzić, czy jest sama.
Poczuł na gardle szpic szabli, wyciągniętej tak szybko, że nie zdążył nawet mrugnąć. Spiął się trochę i zmrużył oczy.
– No to widzę, żeś ciekawska. – Wycedził. – Przemalowuję. Tablicę.
Kobieta przekrzywiła głowę.
– Po co?
Chłopak zamknął oczy i westchnął.
– Żebyś się pytała.

Elfka zamrugała i, po raz pierwszy, pokazała po sobie emocję – zaskoczenie. Może trochę irytacji... która szybko przerodziła się w ciekawość. Przytknęła mu szablę do gardła nieco mocniej, aż przecięła skórę. Po jego jabłku Adama potoczyła się pojedyncza kropla krwi.
– Jesteś pewien, że to chciałeś odpowiedzieć? – Uniosła brwi.
Winther zacisnął usta.
– Żeby wykonać zlecenie.
– Żeby zmylić komuś drogę i zastawić na niego pułapkę? – Uśmiechnęła się kącikiem ust.
Niechętnie kiwnął głową.
– Niech zgadnę, powiedzieli ci, że będzie tu jechał kupiec z samymi bezcennymi rzeczami.
Winther spojrzał z niepokojem.
– I w karocy ze złoceniami?
Przełknął ślinę.
– No to powiem ci, że trochę się przeliczyli. – Roześmiała się. – Nie jestem kupcem, tylko wysłanniczką rodu kupieckiego. I nie mam złotych obić, tylko miedziane. Ale to ładna miedź, wiesz. – Aż trzęsła się z rozbawienia, patrząc na chłopaka, który nie wiedział co ze sobą zrobić. – Wygląda na to, że taki ze mnie kupiec, jak z ciebie opryszek.

Chłopak aż się zagotował, ale zacisnął tylko mocniej usta, bo szabla nadal opierała się na jego szyi.

Elfka bardzo powoli przesunęła wzrokiem po jego twarzy, a potem całym ciele. Wróciła do twarzy i spojrzała w bok, jakby zastanawiając się nad czymś.
 – Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. – Powiedziała. – Wybaczę ci to planowanie napadu na mnie, jeśli pójdziesz teraz ze mną. I żadnych sztuczek. Mam prawie siedemset lat doświadczenia we władaniu białą bronią.

Wintherowi opadła szczęka, bo widział, że nie kłamie. Szybko jednak odzyskał rezon.
 – Co chcesz ode mnie? – Zapytał.
 – Nie zabiję cię, myślę, że nawet nie uszkodzę. Chcę się zabawić. – Uśmiechnęła się górnym szpalerem zębów.
 – W porządku. – Burknął i wstał powoli, po czym obrócił się na pięcie i ruszył w przeciwną stronę. 

Nie zdążył jednak ubiec nawet kilku metrów, gdy poczuł na plecach pieczącą linię. Elfka przecięła go od prawej łopatki po lewą nerkę. Nie głęboko, ale na tyle, żeby zabolało. 
 – Kurwa. Mać. – Wysyczał. Uniósł ręce na wysokość ramion w pojednawczym geście i odwrócił się przodem do agresorki. Była od niego trochę wyższa i był to kolejny powód, dla którego poczuł się w tej sytuacji nieswojo. Czuł, jak jego koszula nasiąka krwią i przykleja się do pleców.
 – Zaufaj mi troszeczkę. Naprawdę cię nie zabiję, jeśli będziesz grzeczny. – Uśmiechnęła się. – No, to idziemy, psotniku.

Zaprowadziła go pod swoją karocę i kazała wsiąść. Weszła tuż za nim i rzuciła do woźnicy coś w języku, którego nie zrozumiał. 
 – Jedziemy do miasta. – Powiedziała. – Pokażesz mi najlepsze karczmy. I będziesz miał uciechę. Lepiej sobie przypomnij, jak się uśmiechać.

Winther wybałuszył oczy. Elfka nabrała trochę koloru na twarzy. Chyba zaczynała się dobrze bawić.



* * *


Komentarze