🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Winther Maier: Przeje... Nie jest dobrze (cz. 2)

Elfka zaczyna się dobrze bawić, a Winther trochę cykać. 

* * * 

– Jak cię zwą? – Elfka zmrużyła czarne oczy.
Chłopak podniósł na nią wzrok, ale się nie odezwał. Kiedy minął pierwszy szok, a nieznośnie szczypanie na plecach trochę zelżało, Winther zauważył, że jej dziwna, obca twarz ma w sobie coś pociągającego.
– Dlaczego nie odpowiadasz, kiedy cię pytam. – Kobieta wyraźnie akcentowała każdą sylabę, a potem wyszczerzyła zęby.
„Czuje się bardzo pewnie”, ocenił Winther. „Jeśli na tym pojadę, może uda mi się wyrwać”.
– Jestem Winther. – Powiedział. Czuł spięcie w całym ciele. Nieustępliwie czekał na ewentualny cios, albo pułapkę innego rodzaju. Między myślami mignęła mu twarz Marka. Co, jeśli ona o nim wie i zrobi mu krzywdę?

Jakby czytając mu w myślach, elfka podrapała się po nosie i stwierdziła:
– Wiesz, jeśli nie będziesz grzeczny, śliczny blondynek przestanie być twoim pracodawcą.
Winther mimowolnie zacisnął pięści.
– Co kurwa? – Wycedził.
– Po prostu baw się ze mną, a ja cię jutro zwrócę nieuszkodzonego. Co za różnica? Powiesz mu to, co byś mu powiedział – że byłeś na robocie i się przedłużyło. Mogę ci coś nawet coś dać, o. – Elfka pogrzebała pod poduszką na siedzeniu i wyjęła złotą bransoletkę. Rzuciła nią w chłopaka, a ten odruchowo ją złapał.
– Powiesz, że okradłeś głupią elfkę. – Roześmiała się.
Winther z lekko uchylonymi ustami, najpierw spojrzał na błyskotkę, a potem na elfkę.
– O co ci kurwa w ogóle chodzi. – Odezwał się ze zmarszczonymi barwami.
– No przecież, kurwa, mówię! – Przysunęła się na odległość kilku cali. Pulsowała wściekłością. – Baw. Się. Ze. Mną. Tańcz, pij, śpiewaj, a potem cię zerżnę. – Nagle jej twarz złagodniała, a dłoń przesunęła delikatnie po jego chropowatym policzku. – Będzie ci się podobało, zobaczysz, będziesz chciał więcej. Dlatego twój blondynek nie może wiedzieć. Dla twojego, dla jego, dla waszego dobra. – Uśmiechnęła się dobrotliwie.

„Pojebana kurwa”, pomyślał Winther i zaczął się trochę cykać. Ukradkiem spojrzał w okienko na woźnicę, ale nie wyglądało na to, żeby na koźle siedział ktoś jeszcze. Być może elfka ma swoich ludzi w mieście, cholera wie. Tak, czy siak, ona sama jest zagrażająca, jak zdążył się przekonać. Ale skąd, do chuja, wie o Marku?
– Skąd o nim wiesz? – Rzucił.
Założyła ręce na piersi i oparła się wygodnie.
– Kiedy ktoś obserwuje mnie, ja obserwuję ich. – Stwierdziła oschle. – Ach, gdzie moje maniery! – Ożywiła się nagle. – Nazywają mnie Sylmare. Ale ty, dziecinko, po dzisiejszej nocy możesz mówić mi Syl.
– Jasne. – Uśmiechnął się wymuszenie. Zapadła chwila ciszy.
– Właściwie, dlaczego czekać. – Sylmare podrapała się po policzku. – Chodź, wypróbuję cię.
Zaczęła rozpinać swoją koszulę, tak machinalnie, jak gdyby przy porannej toalecie uznała, że dzisiaj będzie jej jednak lepiej w niebieskim.
Winther patrzył. I czekał.



Komentarze