🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Jak powstałem z niczego. Koniec snu

Sen Ro się skończył. Znowu. Tym oto kończymy jego sagę... na razie. 

* * * 

Co jakiś czas coś próbowało mnie obudzić. Resztkami świadomości odrzucałem te bodźce; chciałem się rozpłynąć w ciemności. Po co istnieć na siłę, bez celu. Nie widziałem dla siebie drogi. Te, których próbowałem, nie sprawdzały się. Cokolwiek wyciągnęło mnie z ciemności za pierwszym razem, musiało mieć dla mnie bardzo dobrze rozpisany plan – bo po jego wykonaniu nie czułem, żeby istniało dla mnie miejsce.

Pewnego razu jednak nie poczułem kolejnego “szturchnięcia”, a pociągnięcie tak silne, że nie mogłem mu się oprzeć. Nagle wiedziałem, że się topię. Odruchowo starałem się zamachać nogami, odbić ramionami. Otworzyłem oczy. Nade mną była gruba warstwa zielonkawej wody, przez którą przebijały się promienie słońca. W panice, udało mi się dotrzeć na powierzchnię. Zaczerpnąłem powietrza, jakbym właśnie się urodził.

Wbiłem palce w wilgotną ściółkę, żeby się podciągnąć. Resztkami sił wyczołgałem się na brzeg. Było mi zimno, cholernie zimno. Trząsłem się, plułem wodą, a moje zmysły powoli wracały do normalności. Chciało mi się rzygać, ale nie miałem czym. W końcu mogłem się rozejrzeć dookoła. Pomimo chłodnych kropli na skórze, dotarło do mnie, że jest słoneczny, ciepły dzień. Jestem w lesie, w którym jest pełno sadzawek. A ja właśnie wyczołgałem się z jednej z nich. W oddali majaczyła drewniana chata.

Byłem kompletnie nagi. Włosy przykleiły mi się do pleców. Rozcierałem ramiona i boki, powoli ustawały dreszcze. “Co się, do kurwy, właśnie stało”, pomyślałem. Nagle usłyszałem kroki. Podniosłem głowę. To była ona: awatar biblioteki – niewysoka blondynka. Miała ze sobą spory ręcznik i materiałowe zawiniątko. Patrzyła na mnie z pewnym niepokojem.

– To ty? Ty to zrobiłaś? – Zapytałem, chociaż nagle dotarło do mnie, że znam odpowiedź.
– Nie. – Odpowiedziała, zgodnie z moimi przewidywaniami. – Poczułam tylko, że tu wychodzisz. Najwyraźniej jednak znajdziesz swoje miejsce. – Dodała z nadzieją w głosie.

Otuliła mnie ręcznikiem i bardzo mocno przytuliła. Nie umiała płakać, ale wiedziałem, że jest głęboko wzruszona. Odwzajemniłem uścisk.

– Przepraszam. – Szepnąłem. – Za to odejście....
– To było okropne. – Weszła mi w słowo. – Nagle zorientować się, że nigdzie nie czuję twojej obecności. Szukałam cię wszędzie i w końcu zrozumiałam, że poszedłeś w ślady Hiacynta. Tylko, że on nie wrócił.

Odsunęła się trochę i spojrzała mi w oczy. Hiacynt jej nie znosił, a jednak za nim tęskniła.

– Ja też przepraszam. – Dodała. Spojrzałem na nią, zaskoczony. – Niepotrzebnie próbowałam cię zmusić do tego, żebyś został dla mojej przyjemności. – Wytłumaczyła.

Potrząsnąłem głową, ale żadne słowo nie przecisnęło się przez moje ściśnięte gardło.

Materiałowe zawiniątko w jej dłoniach okazało się ubraniem dla mnie. Wróciliśmy na polanę. Czułem się... inaczej. Biblioteka potwierdziła, że odczuwa moją obecność w inny sposób. Byłem lżejszy, cieplejszy. To było ciekawe wrażenie – prawie jak za pierwszy razem, gdy wyszedłem z ciemności, tylko, że tym razem miałem już bagaż doświadczeń. No i mogłem mówić.

– Nie wiem, co mam robić. – Zwierzyłem się jej.
Uśmiechnęła się ciepło.
– Nie szkodzi. Będziemy razem to odkrywać, jeśli tylko mi pozwolisz sobie towarzyszyć.
– Nie wrócę na stanowisko bibliotekarza. – Spojrzałem na nią niepewnie.
– Wiem. Nawet bym tego nie chciała. – Zerknęła na mnie z nową dozą zainteresowania. – Jestem ciekawa, kim się staniemy.

Komentarze