🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Ciemność

Dziś znowu zobaczyłom coś, co kiedyś sadzało mnie nad kartką. Zobaczyłom ciemność, o której wiedziałom, że muszę ją gdzieś przelać, zanim mnie pochłonie. 

* * * 

Siadam na łóżku. To ten sam pokój, w którym budzę się od ponad 10 lat, i który codziennie napawa mnie przerażeniem. Niewinne, drewniane panele, obrzydliwe deski na ścianach tworzące romby, zza których wystaje sklejka. Meble, których zawiasy już dawno przestały działać, i jeden smutny plakat z dwoma wojownikami, mówiący dużo o aspiracjach i marzeniach, których spełnienia się nie spodziewałam. 

Przede mną, pod ścianą, a bokiem do łóżka, usiadła wielka żaba. Kiedy odwróciłom głowę w jej kierunku zorientowałom się, że się pomyliłom – była to ropucha. Wielkości średniego psa, całym twym płazim jestestwem wyrażała oczekiwanie. 

Niepewnie zwlokłam się z wąskiego łóżka i przysiadłam tuż przed nią. Objęłom rękami kolana i spojrzałom jej w oczy (biorąc pod uwagę ich rozstaw i ułożenie – na tyle, na ile było to możliwe). Ropucha spojrzała na mnie, wiedziałom to pomimo jej zeza rozbieżnego. Powoli, jakby zastanawiając się, co ma powiedzieć, rozwarła pysk. Nie wydobył się jednak z niego żaden dźwięk – patrzyłom więc w ciemno czerwoną otchłań, z lekka pulsującą w rytm ropuszego oddechu. Miałom przeczucie, że coś się jednak wydarzy, siedziałom więc nieporuszenie. l rzeczywiście – w pewnym momencie zobaczyłem jak w gardzieli coś zaczyna się zbierać... Coś czarnego i gęstego. Coś, co zaczyna powoli pełznąć w górę podniebienia, otulając dziwnie ludzkie zęby. Czarny dym. Nie mogłom oderwać od niego spojrzenia. Coś głęboko we mnie krzyczało: "Nie patrz! Odwróć wzrok!", ale było już za późno. Z ropuszej gardzieli wystrzelił dym. 

Odruchowo odskoczyłom, lądując na dupie i opierając się o ramę łóżka. Ropucha w tym czasie zniknęła w nieprzeniknionych oparach, a na mojej ścianie pojawiła się plama przypominająca czarną dziurę. Czerń tego dymu była tak głęboka, że zdawała się mieć fakturę i przestrzeń. Z przerażeniem – zdecydowanie większym, niż to, które towarzyszyło mi na co dzień – obserwowałam jak mój pokój zostaje pochłonięty. Czułom jak moje nogi i ręce sztywnieją i tylko oczy pozostają we władzy, rozglądając się, próbując zajrzeć za krawędź oczodołu, aż do bólu ścięgien, które nimi poruszają. 

Po kilku minutach byłom już tylko ja i czerń. Mój przyspieszony oddech i spokojne, ledwo słyszalne, oddalające się kłap, kłap, kłap ropuszych członków.

Komentarze