🐌 Chcesz być na bieżąco z wpisami?

Weźcie tę cholerną głowę

Trochę krwawo! No, to teraz już mogę powiedzieć, że ostrzegałam. 

* * * 

Prowadzę sportowe auto przez jakąś boczną, polną drogę. Jest noc, albo bardzo późny wieczór. Jadę dość szybko - na tyle, na ile pozwala mi nawierzchnia - i w pewnym momencie czuję wyraźny uskok. Pewna, że najechałam na jakiś kamień, albo śmieć, zatrzymuję auto i z niego wysiadam, dziękując sobie w myślach, że wzięłam poprawkę na kiepską jakość drogi. Niestety nie mam żadnej latarki, a z jakiegoś powodu reflektory nie oświetlają dobrze nawet najbliższej okolicy. Widzę więc tylko niewyraźny zarys czegoś okrągłego. "Czyli jednak kamień?", przelatuje mi przez myśl.

Podchodzę bliżej, żeby wziąć to coś w ręce i przekonać się czym jest. Pod palcami czuję miękkość... jakby skóry? Przesuwam ręką wzdłuż i wyczuwam włosy. Wiem już, że trzymam odciętą, ludzką głowę. Odruchowo wyrzucam ją z powrotem na drogę. Czując, jak rośnie we mnie panika, sprawdzam co znajduje się pod autem, pod którym boję się znaleźć resztę ciała. Niczego tam jednak nie ma - ktoś porzucił samą głowę na środku bocznej drogi.

Wsiadam do auta i pędem wracam do domu. Mieszkam ze współlokatorami, więc roztrzęsiona opowiadam im, co zaszło. Poddają całość pod wątpliwość, bo przecież było ciemno i równie dobrze mogłam wymacać zwitek szmat i futra. Stwierdzamy, że na drugi dzień, w pełnym świetle, wrócimy na miejsce, żeby to sprawdzić. Po kiepsko przespanej nocy, tak też robimy. Jadąc z nimi czuję, że narasta we mnie przerażenie - bo co, jeśli to naprawdę będzie głowa? Kiedy przyjeżdżamy na miejsce, jestem pewna, że jeszcze nigdy nie było mi tak przykro dlatego, że miałam rację.

Nawet nie pamiętam drogi powrotnej do mieszkania - z odrętwienia budzę się już siedząc w fotelu, na miejscu. I w tym momencie uderza mnie wizja. Nagle wszystko jest w odcieniach czerwieni. Kontrasty się wyostrzają, elementy otoczenia nabierają wyrazistych cieni wpadających w czerń. 

Widzę siebie wchodzącą do toalety w supermarkecie, chociaż jednocześnie doskonale zdaję sobie sprawę, że siedzę w fotelu, w mieszkaniu. Nie mogę jednak nic zrobić. Otwieram drzwi do jednej z kabin, a ze środka wytacza się na mnie czyjaś urwana ręka. Szybka zmiana krajobrazu - tym razem jestem na parkingu i wiem, że coś blokuje rurę wydechową mojego auta. Zaczynam w niej grzebać palcami i wyjmuję zwitki włosów, razem z kawałkami skalpu. Chcę krzyczeć, ale nie mogę. Czuję tylko, jak ogarnia mnie obrzydzenie i niezgoda na to, co się wydarza. Znowu zmiana otoczenia - jestem ponownie na tej cholernej, bocznej drodze. Tylko ja, moje auto gdzieś z boku, i porzucona na środku głowa. Coś przybliża mnie do niej coraz szybciej, chociaż wiem, że nie poruszam stopami. Widzę, jak głowa samoistnie się obraca. Za moment zobaczę jej martwe oblicze, a moja twarz zostanie w nie wepchnięta. Tym razem udaje mi się krzyczeć - na tyle mocno, by się obudzić. 

Komentarze