Następny tekst w ramach nagród w moim konkursie z kategorii “wyróżnienia”.
<aside> <img src="/icons/chess-knight_lightgray.svg" alt="/icons/chess-knight_lightgray.svg" width="40px" /> Krokodylzoczami Pogańscy fantasy Słowianie + Jednostka kontra społeczność + Duchowość / mistycyzm / nadprzyrodzone
</aside>
Przy pełni księżyca rzucał długi cień na taflę wody. Obrośnięty mchem stanowił perfekcyjną unię między pobliskim Lasem a Wodą. Trochę jak ja i on, pomyślałam czule.
Szkoda, że nasze drogi się rozeszły. Najwyraźniej tak musiało się stać. Gdy nie pozostaje już nic do odkrycia, to naturalne, że rozpoczyna się nowy cykl... Ciekawe, co by powiedział na to, co właśnie chciałam zrobić. Podniosłam głaz i chwilę obserwowałam go w złotym świetle zachodzącego Słońca. Łaskawy dzisiaj wiatr niespiesznie wzruszał fale. Zanurzyłam się powoli, ciesząc się obejmującym mnie chłodem. Gdy woda sięgnęła mojej talii, zatrzymałam się.
Skruszyłam głaz, ściskając go między dłońmi. To, co planowałam, było moim pierwszym razem. Czułam, jak kamienne okruchy pomiędzy moimi palcami powolnie, acz posłusznie, poruszają się, tworząc coś zupełnie nowego.
Moje długie, zielono-niebieskie włosy tańczyły na łaskawym wietrze, gdy moc kursowała przez moje ciało.
– Nawoja! – Usłyszałam wołanie zza grubej ściany wodorostów. Mama, jak zwykle, nie tolerowała spóźnień.
– Już płynę! – Odkrzyknęłam i machnęłam pastorałką, żeby zagonić płotki do naszej jaskini. Na dzisiaj już się wypasły. Poobgryzane rośliny falowały delikatnie.
Na szczęście byłam tu najszybszą pływaczką. Za dzieciaka nienawidziłam swoich błon między palcami stóp i rąk, bo wtedy były powodem niewybrednych żartów ze strony moich rówieśników. Teraz jednak uwielbiałam je – to dzięki nim prawie nigdy się nie spóźniałam, nawet wypływając tuż przed czasem. Nie znosiłam dzieci. Małe potwory.
Odbiłam się lekko od dna. Woda sama niosła mnie w stronę domu. Szarawary i luźna koszula nabrzmiewały od wody, by za chwilę wypuścić jej nadmiar i znów przylec do ciała. Odetchnęłam głębiej, czując, jak moje skrzela na szyi uchylają się najbardziej, jak mogę.
Przy wejściu do domu wykutego w skale rosły dwa piękne koralowce. Mama mówiła, że symetria to rodzaj piękna, którym możemy oddawać cześć Wielkiej Matce. Nie byłam pewna, ile w tym prawdy, ale wyglądało to ładnie. Mama mówiła też, że moje ciemnozielone włosy to prezent od Bogini, bo przypominały kolor Jej włosów. Znów nie wiedziałam, na ile to prawda, ale zwykle słyszałam to, gdy wracałam zapłakana ze szkoły. I to był chyba jedyny powód, dla którego ich nie znienawidziłam. Wybierałam więc w to wierzyć.
Dzisiaj były moje siedemnaste urodziny i mama obiecała, że wybierzemy się na targ przy świątyni, gdzie będę sobie mogła wybrać jedną rzecz. Jakąkolwiek. Nie mogłam się doczekać.